ŻYCIE NA TEMBLAKU ŻYCIE NA TEMBLAKU
85
BLOG

ODA DO MŁODOŚCI

ŻYCIE NA TEMBLAKU ŻYCIE NA TEMBLAKU Polityka Obserwuj notkę 2

Stanisław Grochowiak oświadczył, że bunt się ustatecznia. Poeta był człowiekiem niebywale kulturalnym, a więc nie dziwi mnie ten eufemizm. Ja jednak nie należę do ludzi przesadnie subtelnych, toteż powiem: bunt - dziadzieje.

Z wiekiem, a zwłaszcza wespół z doświadczeniem życiowym, wątleją entuzjazmy i parcieją marzenia. Rzadziej mówi się „NA PEWNO”, częściej natomiast - BYĆ MOŻE; starzy buntownicy są bardziej oględni w wyrażaniu śmiałych sądów.

Świat ludzi starych nie przylega do oczekiwań ludzi wchodzących w życie; cała nadzieja w młodych. W tym, że na deskach politycznego teatrzyku pojawi się młodzieńczy zapał, a zakończy okres zmurszałego sceptycyzmu i pierdzielowatych poglądów.

Rewolucja stanowi przywilej okresu dojrzewania: buntować się ze skutkiem można wyłącznie za młodu, albowiem warcholi tylko ten, kto mało wie, kto ma niewiele do stracenia i posiada niebojaźliwy instynkt zachowawczy. Rzeknę więcej: musi minąć następny tuzin lat, by ci, co zostali przeczołgani przez komunę, odeszli z polityki na wieczny odpoczynek. Bo czy można w nagrobkowym wieku uczynić tumult? Stwierdzam, że nie. Nie, gdyż co to za protest w wykonaniu ugodowca!

To dobrze, iż wkrótce zastąpi ich młodzież. Młodzież otwarta na świat, wyedukowana w szkole opartej o niekłamaną wiedzę, postęp i myślową metamorfozę, a nie o kropidło i obskurantyzm, czerpiąca ją od nauczycieli z powołania i prawdziwego zdarzenia, wychowana przez dom i jego rodzinną atmosferę.

Potrzeba nam świeżości, autentycznie nowych spojrzeń na to, co zamierzamy zrobić; pokolenia urodzonych po 89 roku, bo wątpię, iżby ci, co od wielu lat zabawiają się reformowaniem naszego kraju, ci, którzy opatrzyli się, skompromitowali i zużyli w politycznych bojach, potrafili pociągnąć za sobą kogokolwiek.

A mówię to jako człowiek doszczętnie zdarty od ciągłego i daremnego wypatrywania poprawy swojego losu, człowiek ze wszech miar stateczny, prawie zacny i niemal roztropny.

*

Już Mickiewicz napomykał, byśmy za młodu uczyli się łamać ze słabością. Jednakowoż z czym młodzi mają sięłamać, skoro dopiero zaczynają swoją życiową edukację? Jak mogą biec nie umiejąc chodzić?  Nie znając własnej Historii? A jaką będą znali za paręnaście lat? Czego się z niej dowiedzą?

Zamazywania najnowszej Historii. Przekonania o tym, że Wałęsa był utrwalaczem komuny, a Solidarność istniała dzięki geniuszowi braci Kaczyńskich. Że w Polsce istniała selektywna tolerancja, nie było inkwizycji, a szlachta miała Złotą Wolność i hecne liberum veto do nieskrępowanego barłożenia.  Nauczą się, że nie ma to, jak być religijnym rasistą i patriotycznym kibolem, bo tylko tacy obywatele godni są zasiadać w Trybunale Konstytucyjnym. 

Ze szkolnych podręczników dozreformowanej wiedzy wyciągną wniosek, że po jakie licho mają słuchać Beethovena, skoro istnieje Doda w pudelku? I na co komu Chopin i jego fortepianowe pitigrili, ta romantyczna ciemięga z przedawnionych czasów?  Po cholerę im uczyć się czegokolwiek, wiedzieć, co to filozofia, matma, jakaś denna łacina? I na co komu literatura, jakieś podejrzane pornole Gombrowicza, strupieszałe Nałkowskie, Szymborskie, Kapuścińskie, Reymonty i inne patałachy? Po diabła te Noble i Pulitzery, Kościelskie i Nike, o których nie opłaca się mieć rozeznania?

Wedle tychże instruktażowych podręczników, każdy kandydat na członka społeczności lepszego sortu, powinien orientować się, gdzie dają piwo, umieć liczyć na palcach, odgadnąć, przed kim wypadależeć na płask, a kogo pogłaskać butem po głowie. Więcej przyswoić sobie, to zbrodnia, masakra, przepych.

Stwierdzają więc, że coś im z tą edukacją nie gra. Mówią zatem: chcemy być traktowani poważnie. Chcemy się uczyć, ale nie tego. Czują się więc jak dzieci pogubione w gąszczujedynie słusznych dróg. Jak dorosłe bobaskinatrętnie i bez ustanku poddawane psychicznym opresjom.

Obecna, indoktrynowana rzeczywistość winszuje sobie zachowań odmiennego rodzaju. Wedle przepisu: masz mówić, myśleć i działać, jakby nie istniały pewniki, a dwa plus dwa dawało trzy. Być może pięć, nigdy zaś cztery; cztery, to ryzykowna teoria, heretycki pomysł, nieochrzczony wynalazek domorosłego matematyka. Pozostałość  po nieoświeconych czasach tej małpy Darwina. Po czasach przeciwnych do dzisiejszości rodem z Orwella.

*

Miłosz napisał wiersz. Mniej więcej szło w nim o to, że co uczynione, a podłe, nie ulegnie karze, bo poeta pamięta. Lecz dzisiaj wiersz ten brzmi cynicznie; nowa Historia zatroszczyła się, by przyszłe pokolenia pamiętały tylko o tym, czego nie było. Gdyż zapanowała diaboliczna prawdadrugiej świeżości.Prawda poparta radosnym brakiem dowodów. Uględzona ze spisków, wydziergana z mgły i parówek. Gdyż nastąpiło poluzowanie blokady ze społecznymi rygorami, hamulcami, moralnymi obowiązkami.

Prawda przekazywana młodym umysłom, objawiona w szkolnych brykach jest represyjna, posępna i przypomina kompozycję rozmemłanego wariata na wyciągu; przebywa na odwyku od myślenia i w czułej separacji z logiką. Jest własnym zaprzeczeniem. Ideą wyzwoloną z kaftana bezpieczeństwa i zależną od sanatorium pod Misiewiczami. Ideą faceta występującego w przyrodzie pod kryptonimem ”Katolicki Talib”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka